Kolejnego dnia deszczowa aura znów nie była jakoś specjalnie zachęcająca. Zastanawiałem się nad pogodą. Finalnie doszedłem do wniosku, że środowisko może być elementem przeglądu (znowu nawiążę do koncepcji sztuki totalnej – zaangażujmy w to także biomet). Deszcz wzmaga poczucie melancholii, co może rezonować z niektórymi pracami wideo, zwłaszcza jeśli podejmują one tematy emocjonalne, introspektywne lub egzystencjalne. A raczej od pierwszego dnia zaczepiamy się o te płaszczyzny. Czy więzi między osobami studenckimi się zacieśniają? Możliwe. Dziwne byłoby, gdyby platforma stworzona do dialogu (formalnego i nieformalnego) nie umożliwiłaby tej dyskursywnej czynności. Chociaż nigdy nie wiadomo. Drugiego dnia VideoNews 2024 zaserwowano nam pokazy trzech pracowni. O ile po Zielonej Górze i Łodzi można było oczekiwać pewnych powiązań czy tendencji (chociaż Aleksandra Kubiak i Katarzyna Kozyra to dwie różne definicje delikatności), tak Lublin w tym zestawieniu wychodzi nieco egzotycznie. Tu pytania wybrzmiewają w kierunku kuratora Tatarczuka. Ale do tego wrócimy.
Osoby studiujące w pracowni działań performatywnych i medialnych Aleksandry Kubiak skupiają się wokół jednego tematu, który poddawany jest dowolnej interpretacji. Ta linia programowa jest widoczna, jednak nie pozbawia artystów i artystek wolności. W ten sposób zyskujemy wręcz badawczo-artystyczne spojrzenie na jakieś kwestie. W tym przypadku było to oscylowanie wokół surrealizmu (w nawiązaniu do jego setnej rocznicy). Warto potępić w tym wątku mizoginizm pierwszych surrealistów, a honor oddać Germaine Dulac, której surrealistyczny film został potępiony przez Bretona w 1928 roku, zanim jeszcze zdążył wyjść ku szerszej publiczności. Surrealne, jak wiemy, traktuje o tym co pod spodem, co wynurza się najczęściej w nocy, kiedy nasze myśli zostają same, o naszych lękach i emocjach. Osoby autorskie w tym przypadku czarują prostotą, pod którą ukrywa się głębia, a ona nęci. Natalia Borończyk zatrzymała naszą uwagę na krótko, zmuszając do pytań nad formą. Ostatecznie animacja o samotności w ciszy i tłumie. Agnieszka Kowaliczek tęskni za bezpieczeństwem, konkludując – bezpieczni będziemy dopiero w grobie. Ale czy nie mamy prawa szukać bezpiecznych miejsc za życia? Las, zimno i osoba dreptająca z pierzyną na plecach to Julia Surowiec. Mainstreamowy obraz tęsknoty za łóżeczkiem to u Surowiec element eksploracji przestrzeni, gdzie może dać upust swoim emocjom. Kto z nas nie darł się pod kołdrą, kiedy okazywało się, że nikogo nie ma obok? Komparatyzując – mając drugą osobę, pierzyna staje się narzędziem oddzielenia ku intymności. „Anastasiia” to swego rodzaju dziennik wizualny, bogaty w malarskie kadry. Nic dziwnego, bowiem Slovachevska przyznaje się do swej miłości do malarstwa, pokazując swoją prace wideo z dyletanckim podejściem. Czy to zaszkodziło? Nie. Otwartość Anastasii, jej pokora w odkrywaniu udzielają się odbiorcom i odbiorczyniom, a jej prognozuje zachwyt w dalszym poruszaniu się po wideoarcie. Alina Kremen z kolei w czarnobiałym wideo czasem prowadzi dialog, czasem edukuje. Czarnobiały czyli zmęczony, zamyślony, spowolniony? Marta Karkut wyłamał się z estetyki i subtelności poprzednich prac i na ekranie pokazuje się w stroju, który w pierwszym rzucie od razu kojarzy się z praktykami BDSM. Dodatkowo wizja w jakości komputerowych kamerek. W końcu pojawiają się zdania – najpierw o chęci uległości, dostosowaniu, spełnianiu czyichś pragnień. Później o wykorzystaniu, dominacji, poniżeniu. To nie pochwała sexworkingu, a rozpaczliwa tęsknota za bliskością. Znowu nasuwa się pytanie – do czego jesteśmy zdolni i zdolne, aby chociaż na chwilę zaspokoić to pragnienie?
Specyfika pracy w pracowni praktyki projektu artystycznego Katarzyny Kozyry opiera się na indywidualnych pomysłach osób uczestniczących w zajęciach. Zdziwią się w tym przypadku oczekujący i oczekujące na produkcję kolejnych „kozyrek”. Kozyra w procesie twórczym jest konsultantką, mentorką, ale nie narzucającą. W pokazie dopatrzymy się podobieństwa w stylistyce prac, ale są one zasadniczo różne. Julia Sosnowska w „Teraz będę plastikową matrioszką” używa owej lalki do zobrazowania kłębiących się w niej uczuć. Nożem otwiera jej głowę, pyrga w kąt, sama artystka pojawia się z błędnym wzrokiem. Nerwica natręctw. Z kolei „Kokon” to quasi-poemat o przywiązaniu – najpierw bez znaków alarmowych, potem destrukcyjnym. Tutaj odbiór nudzi i męczy (raz – brak dźwięku, dwa – czas trwania). Jak się potem dowiedzieliśmy – to zamierzone. „Płaszczyzna codzienności” to swego rodzaju home movie, w którym braknie jakości albo stabilizacji obrazu. Ale ważne są w nim znaki, metafory, zaskoczenia. Córka Rudnickiej bierze udział w jej produkcjach często przypadkowo, ale jest ona częścią jej rzeczywistości. W „Pogoni za ogonem” jesteśmy świadkami… pogoni za doczepionym ogonem. Odczytanie znaczenia i ciężkości metafory pozostawiam publiczności. Agata Goździk uwodzi ruchem. Jak sama wspomina, doświadczenie w tańcu nadal pozostaje dla niej ważne. W „Roślince” utożsamia się z kiełkującym ziarenkiem, wręcz jak baletnica wijąc się w tę i we w tę i towarzyszy kolejnym etapom wzrostu. „Ceremonia parzenia koszuli” to rytmiczna pochwała prasowania. Goździk z namaszczeniem przystępuje do żelazka i prowokuje zagwozdkę – to prasowanie jest antyfeministyczne czy nie?
Na końcu osoby studiujące z produkcji medialnej na UMCS w Lublinie. Tu po pierwsze stykamy się z uczelnią nieartystyczną, a po drugie wychodzimy z obszaru sztuki wideo i wchodzimy do produkcji filmowych. No i tu, może pozostać retoryczne, pytanie do Waldemara Tatarczuka – dlaczego takie zestawienie? Niemniej jednak, ważne, że osoby z Lublina pojawiły się z chęcią prezentowania swoich prac, bo dało to możliwość spojrzenia na sytuację artystyczną w owym mieście. Lublin z tak bogatym zapleczem kulturalnym, ostatnio przyznanym tytułem ESK 2029, z prężnie rozwijającą się ofertą galeryjno-muzealną, a wciąż bez jakościowej edukacji artystycznej. W ujęciu teoretycznym i praktycznym. To świadczy o demagogicznym podejściu władz miasta. W przypadku młodych osób twórczych możemy dopatrywać się ogromnej determinacji i chęci rozwoju, bo nawet ze słabym zapleczem wspomagającym potrafią tworzyć wartościowe, znaczące, technicznie niczym nieodbiegające od obecnie podziwianego formatu dzieła. Czy w sztukach wizualnych czy performatywnych. Przedstawione przez osoby studenckie prace to etiudy zrealizowane na podsumowanie jednego z przedmiotu w toku studiów. Adam Kwiecień i jego „Jak wybrać aparat analogowy?” bawią się w pewną iluzję. Obraz z VHS-a, dźwięk typowy dla starych filmów, a w tym ogromna wiedza Adama na temat technicznych kwestii fotografii. Christine Klima, Julia Błażkowska – Barć i Gabriela Białek we „Wzorach” i „Resztkach” bawią się metaforami i poetyckimi spojrzeniami na rzeczywistość. Produkcja Miłosza Zajączkowskiego „Kanar” to krótki metraż, który spokojnie mógłby wziąć udział w znanym festiwalu filmowym. „Kanar” zachwyca jakością i montażem, pytanie jak Zajączkowski stworzył tak jakościową pracę, skoro gremialnie studenci i studentki orzekli o zerowych budżetach na produkcje. Warto się tym zainteresować, pozytywnie! Val Ziółko i „Antybohater” to też próba zmierzenia się z samym sobą, lękami ukrytymi w snach, a także wyraz miłości do francuskiego sznytu, z której Ziółko jest znany.
Zestawienie tych trzech ośrodków, choć na pierwszy rzut oka wydaje się przypadkowe, ukazało wielowymiarowość współczesnej sztuki wideo. Każda z prac miała swój niepowtarzalny język, ale wszystkie razem stanowiły komentarz do współczesnych doświadczeń. VideoNews 2024 udowadnia, że nawet w tak odmiennych kontekstach artystycznych, wciąż można szukać punktów styku, a być może właśnie te różnice i kontrasty staną się źródłem inspiracji na kolejne godziny przeglądu.
Mateusz
mateusz.wszelaki@labirynt.com